sobota, 1 sierpnia 2015

14. Polski Bilbo Baggins - czyli ruszam ku przygodzie

Dzisiaj gifów nie przewiduję, ale w zamian za to możecie sobie wyobrazić wysoką blondynkę szalejącą o północy z gitarą i próbującą jednocześnie dopchać adidasy do plecaka turystycznego. 
Tak, to ja. Skąd to zamieszanie? Cóż, nie trzeba być Sherlockiem (ale jeśli ktoś nim jest, to proszę się do mnie zgłosić, akurat dla niego miejsce w plecaku się znajdzie) aby stwierdzić, że gdzieś wybywam.
Jednak kto z was (panie Holmes, proszę opuścić rękę i dać szansę innym dzieciom) zgadnie gdzie? 
No dobra, ci którzy mnie znają, pewnie stwierdziliby, że to proste. Do Niemiec. Tak, moi drodzy. Na dodatek od razu jako młodszy opiekun. Za zachodnią granicą istnieje ktoś taki.  Nie musi on być pełnoletni (ale ukończone siedemnaście lat jest wymagane)  i nie ma tych samych obowiązków i uprawnień co zwykły opiekun. Musi pomagać starszemu opiekunowi, urządzać zabawy dla dzieci, pilnować ich, ale jednocześnie wciąż ma czas na to, aby samemu również pobawić się i odpocząć. No i kolejna różnica jest taka, że opiekunowi płacą. Młodszemu nie bardzo. Ale skoro mogę spędzić miesiąc w zasadzie za darmo w lesie, uprawiać dalej żeglarstwo i może nawet jeździć konno (o ile będą konie, co roku jest podobno inaczej), a dodatkowo dostać certyfikat za bycie młodszym opiekunem i opinię dotyczącą tego, jak opiekowałam się dziećmi, to myślę, że warto.
Tym bardziej, że takie doświadczenie może mi pomóc w dostaniu się na psychologię w którymś z krajów DACH. 
W każdym razie nie mogę się doczekać. Wyjeżdżam jutro i mam być z samego rana w Ingolstadt, skąd zabierze mnie już ktoś z obozu. Haczyk tkwi w tym, że po raz pierwszy pojadę sama dalej niż trzysta kilometrów (mama mnie do Gdańska w tym roku puściła). To chyba pokazuje, jak ogromne zaufanie mają do mnie rodzice. Gdzie tam zaufanie! Oni uważają, że jestem odpowiedzialna! I pomyśleć, że jeszcze dwa lata temu w wakacje musiałam być w domu najpóźniej o dwudziestej... 
Plotę dzisiaj trzy po trzy, nie potrafię się jednego wątku utrzymać. Pewnie przez to podekscytowanie. W końcu spędzenie prawie dwudziestu czterech godzin zupełnie samej wśród obcych ludzi to naprawdę coś. 
To jak już tak gadam bez ładu i składu, powiem wam coś dotyczącego następnych wakacji. Ratownicy, u których rok w rok pracowałam na stażu w Kuźnicy (nad morzem) zaproponowali mi, żebym u nich pod koniec czerwca zdawała KPP. Wtedy mogłabym podpisać umowę na całe dwa miesiące i pracować jako pełnoprawny Ratownik Wodny. W końcu uzbieram na lustrzankę! 
Kończę. Przez najbliższy miesiąc nie spodziewajcie się ode mnie żadnych znaków życia. Nie będę miała dostępu do prądu, a co dopiero internetu. Chyba że będziemy go nosić w wiaderkach... ale to się okaże już na miejscu. Jeśli będziecie się chcieli ze mną skontaktować, proponuję gołębie pocztowe. Może dolecą.
"Żegnam was, już wiem - nie załatwię wszystkich pilnych spraw..." 
Tschüss!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz