poniedziałek, 27 stycznia 2014

3. Takie jest życie - niefortunne i zaskakujące


Jakoś tak wyszło, że dzisiaj mam ogromną ochotę pisać i  pisać, na umór po prostu. Prawdopodobnie ma to jakiś związek z tym, że siedzę chora w domu i nie mam co ze sobą zrobić. Poważnie! Przećwiczyłam już grę na gitarze tak, że nawet trudniejsze mollowe etiudy mi wychodzą, skończyłam czytać "A Game of Thrones" George'a R. R. Martina (tak, czytam po angielsku, żeby nie było, że szpanuję znajomością oryginalnego tytułu) i nawet nauczyłam się paru lekcji na zaś z kilku przedmiotów. Cóż innego mi pozostało? W porządku, gdybym była zdrowa, to mogłabym jeszcze wyjść na dwór z psami i trochę z nimi potrenować, ale jako że zdrowa nie jestem, to mogę oddać się przyjemności, jaką jest dla mnie pisanie.
Trochę to w zasadzie denerwujące, bo niby dobrze się już czuję, ale jednak siedzę w łóżku. Za każdym razem, gdy mam taką sytuację, rano myślę sobie z radością: "Haha! Będę mogła odespać nocne granie na komputerze", ale potem, kiedy przychodzi co do czego, to najzwyczajniej w świecie się nudzę. Już chyba wolałabym iść do szkoły - tym bardziej, że z odsypiania zarwanych nocy nic nie wychodzi. To jest taka dziwna zależność:
 - kiedy muszę wstać wcześnie rano do szkoły, to zawsze jestem niewyspana - bez względu na to, czy położyłam się o 20.00 czy o 1.00;
 - kiedy nie muszę wstać wcześnie - budzę się pełna energii o piątej rano.

No i ostatnia zasada - kiedy chcę wstać rano rześka, wypoczęta i kładę się o sensownej porze, ale nie mogę zasnąć. Myślę wtedy tylko: "Głupi mózgu, idź spać", ale...


Koniec marudzenia o niekompatybilnym połączeniu nerwowym w moim organizmie, zacznijmy marudzić, co mi się w ogóle przytrafiło. Jak każdy Polak, to potrafię robić najlepiej (może by urządzić jakieś międzynarodowe zawody?). W każdym razie wyobraźcie sobie...

Piątek. Zwykły dzień szkolny, ale jednocześnie ulubiony - tylko sześć lekcji, w tym muzyka, plastyka, wychowanie fizyczne i godzina wychowawcza. Na dodatek po lekcjach ukochane zajęcia dodatkowe, zajęcia teatralne. Poza tym następnego dnia sobota, w prognozie zapowiadają na weekend piękną pogodę... Masz już plany na nadchodzące dwa dni - weźmiesz ze sobą psa na spacer, aparat fotograficzny i w ramach treningu (dla ciebie będzie to uczenie się, jak postępować z fotografowanym zwierzęciem, a dla niego - by się nie ruszać przez parę sekund w jakiejś pozie) zrobisz mu całe mnóstwo zdjęć. 

Podobno żeby rozśmieszyć Boga, trzeba mu opowiedzieć o swoich planach i marzeniach. Cóż, dzięki mnie pewnie łezka rozbawienia mu poleciała...

Tego dnia rano okazuje się, że samochód nie chce odpalić. No nic, w takim razie tatę i ciebie podwiezie mama. Teraz dopiero zaczyna się zamieszanie - trzeba wcześniej wyjść, bo mama obiecała zabrać ze sobą w delegację do sąsiedniego miasta jeszcze koleżankę z pracy. Teraz już wszyscy wiedzą, że tak jak twoja siostra zostanie do swojej podstawówki dowieziona na czas, tak ty nie masz na to szans. Jeszcze w domu tuż przed wyjściem, dosłownie w ostatnim momencie, wbiegasz po schodach na górę do swojego pokoju, bo przypomniałaś sobie, że zapomniałaś wziąć telefonu i kluczy do domu. Przechodzisz przez górny korytarz, łączący pokoje rodziców, siostry i twój. I w tym momencie...
spada na ciebie strych
spada na ciebie strych
spada na ciebie strych


Takie rzeczy tylko u mnie, ehhh... Sprostuję, bo jeszcze wyjdę na Obelixa ("niebo wali nam się na głowy!"). U mnie w domu, aby wejść na strych, trzeba otworzyć właz i wysunąć schody z sufitu na piętrze. Problem w tym, że ten właz od jakiegoś już czasu się psuje i ciężko jest przewidzieć, kiedy klapa sama się wysunie. Zdarzyło się tak już jakiś miesiąc temu (wtedy też to ja byłam bohaterką), ale wtedy właz wysunął się tuż po tym, jak ja pod nim przeszłam. Tata, oczywiście, miał to natychmiast naprawić, bo niebezpieczne, ale jakoś tak wyszło, że tego nie zrobił.

Podobno piorun nigdy nie uderza w to samo miejsce. Podobno...

Tym razem właz nie poczekał łaskawie, aż ja przejdę. Nie. Musiał z całym impetem uderzyć mnie w czubek głowy - może nie taki sam czubek, bo oberwałam w kość ciemieniową, ale jednak. Nie wiem, czy straciłam wtedy przytomność, bo następną rzecz, którą pamiętałam, była twarz mojej mamy, sprowadzającej mnie już do kuchni, by przyłożyć jakiś lód (zamrożona polędwica zawsze spoko). Jak się jej później o te parę sekund nieświadomości spytałam, to powiedziała, że krzyknęłam od razu "On chciał mnie zabić!" i padłam na podłogę.
Przekonałam mamę, że dobrze się czuję, że to tylko siniak, więc pozwoliła mi pójść do szkoły. Spóźniłam się na matematykę, ale mówi się trudno. Dopiero na drugiej lekcji zaczęły się efekty porannego ataku na mą skromną osobę. Gwoli ścisłości - tą lekcją był WF. A ja jak jakaś głupia na niego poszłam i nawet do głowy mi nie przyszło, że bieganie i skakanie może jakoś wpływać na to, jak się czuję.

Oszczędzę szczegółów. Trafiłam do pielęgniarki, mama i jej koleżanka zawróciły z drogi - nawet nie zdążyły dotrzeć na tę delegację - i zabrały mnie do szpitala. Tam dali mi wózek inwalidzki, bo "nie powinnaś się sama poruszać w takim stanie, na dodatek w butach na obcasach" (chyba musiałam wyglądać jak pijana, innej możliwości nie widzę), a ja miałam ochotę stać się niewidzialna, gdyż wszyscy się na mnie gapili. W ogromnym skrócie: tomografia, wyniki badań, kołnierz ortopedyczny, zwolnienie z WF-u na miesiąc i powrót do domu około 18.00.

W kołnierzu mam siedzieć jeszcze przez dwa tygodnie.

C'est la vie...

3 komentarze:

  1. Och, znam tę niemoc w robieniu czegokolwiek, gdy ma się nadmiar wolnego czasu. Jest na to jednak sposób: zacznij oglądać jakiś serial. To jest genialne, nawet nie zauważysz, kiedy znika parę dobrych godzin z życia.
    Wiem, że nie wypada śmiać się z cudzego nieszczęścia, ale jakoś tak kąciki ust mi się do góry podniosły w czasie lektury. Nic, życzę szybkiego powrotu do zdrowia. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie cieszę się, że cię rozbawiłam, bo ja sama do swoich nieszczęść podchodzę z humorem i staram się, żeby inni ludzie też na to w ten sposób spojrzeli :)

      A z tymi serialami - możesz coś polecić? Bo Hannibala oglądam, czekam na 4. sezon Gry o tron, nawet z TVD jestem na bieżąco...

      Usuń
  2. To było piękne! Ja wiem, że pewnie nie było Ci do śmiechu w tej sytuacji, ale nietaktownie stwierdzę, że to wszystko wyszło Ci przy opisywaniu bardzo zabawnie.
    Myślę, że musisz mieć wiele dystansu do siebie, a ja to w ludziach bardzo lubię i cenię, sama wciąż doskonalę się w śmianiu się z siebie.
    A mnie wolnego czasu nigdy za wiele. Zawsze jak już mam go wybitnie dużo to rysuję, to mi się chyba nigdy nie znudzi. Choć jest czasem tak, że ołówek się mnie nie słucha, ale na takie chwile czeka spn, do którego miałam się zabrać dawno temu i jeszcze się nie wzięłam. Za to nigdy nie nudzę się tak bardzo, by wziąć się za naukę. Ja nie wiem, jakim cudem sobie dobrze radzę w szkole. Pewnie mogłabym jeszcze więcej, tylko jestem na to zbyt leniwa... Kiedyś się wezmę za siebie. Kiedyś... nie dzisiaj... ("Macie trochę wolnego, więc przeznaczcie ten czas na ostatnie powtórki". Iduś, wspominając słowa nauczycielki, rozciągnął się na krześle i oddał się lekturze kolejnego bloga.)

    OdpowiedzUsuń